Dzięki Otiku za informację o spektaklu w TV. Nie oglądam telewizji, a ostatnio spektakle były bardzo późno albo w stylu "dobrej zmiany", więc sobie darowałam oglądanie.
Opisana przez Ciebie inscenizacja klasycznego dramatu ery teatru elżbietańskiego, wygląda zachęcająco. Nie wiem tylko, czy dotrwam do końca.
Dobre spektakle Teatru TV można obejrzeć na youtube, w czasie dla nas odpowiednim :-).
Niestety, masz rację. Przez to, że teatry jako miejsca kultury ze stałą ekipą i obsadą aktorską są jedynie w większych miastach, teatr stał się sztuką elitarną. Owszem, teatry robią objazdówki po prowincjonalnych domach kultury, ale grają tam rzeczy lekkie i przyjemne. Mnie na razie nie było dane obejrzeć rzeczy wyreżyserowanych przez Lupę, Jarzynę, czy Warlikowskiego, bo mieszkam, gdzie mieszkam. To właśnie miejsce zamieszkania i mobilność determinuje dostępność do kultury.
Obecność na scenie Joanny Żółkowskiej, Magdaleny Zawadzkiej i Krystyny Tkacz, gwarantuje dobrą zabawę i nietuzinkową rozrywkę. Tak też było w komedii "Klan wdów", gdzie te trzy aktorki grały główne role. Akcja zaczyna się, gdy jedna z bohaterek (Żółkowska) traci w sposób nagły, acz groteskowy, męża. Z pomocą, wsparciem ruszają dwie pozostałe wdowy, które dobrze znają los kobiety, której nie zawsze idealny mąż przeniósł się na łono Abrahama.
Panie są profesjonalistkami, które nawet momentami błahego tekstu potrafią wyłuskać smaczki, sprawiając, że publiczność od razu obdarza sympatią grane postaci i świetnie się przy tym bawi.
Cieszę się że poruszyliście ten temat.Bardzo lubię teatr.Wczoraj byłam w Warszawie w Och Teatrze na monodramie Biała bluzka w wykonaniu Krystyny Jandy.Jestem zachwycona Jej występem.
Jak tylko mi na to zdrowie pozwoli to będę jak najczęściej wyjeżdżała na spektakle do stolicy.
Jeżeli ktoś miałby ochotę się ze mną umówić na taki wyjazd jestem do dyspozycji.
Pozdrawiam wszystkich IPON-ków
1
Iwa 372 Tylko dla miłości nie ma przeszkód.(M.Gogol)
Iwo, zazdroszczę Ci tych wyjazdów do stołecznych teatrów. Ja tylko czekam i wypatruję okazji, kiedy to "warszawka" przyjeżdża na prowincję. Monodramy Jandy to zawsze majstersztyk.
Wreszcie byłam na spektaklu zaangażowanym społecznie, traktującym o ważnych problemach, które my, Polacy musimy "przepracować". To ostatnie słowo pada ze sceny dość często, bo akcja "Pozytywnych" wg. tekstu Cezary Harasimowicza, rozgrywa się w gabinecie terapeutycznym. Po pomoc psychoterapeutki Ewy (Magdalena Boczarska) przychodzą Jan/Janka, kobieta w męskim ciele (w tej roli znakomity Janusz Chabior), Michał, który boi się powiedzieć ojcu, że gejem ( Łukasz Simlat) oraz młoda arystokratka Anna, która odkryła, że w połowie jest Żydówką (Olga Bołądź). Nad tym towarzystwem stara się zapanować terapeutka, która, jak się okaże sama ma problem i nagle role się odwracają...
Spektakl realizowany jest w ramach 7. edycji kampanii Projekt Test, który walczy z tabu związanym z zakażeniem HIV oraz zachęca do wykonywania testów na HIV.
Z wielką radością szłam na sztukę Willy'ego Russella "Edukacja Rity". W roli wykładowcy literatury angielskiej, mającego problem z alkoholem, Piotr Fronczewski. W rolę ambitnej, młodej fryzjerki, która bardzo chce się uczyć, nabrać ogłady, Katarzyna Ucherska. Wszystko w tej sztuce jest sztampowe, przewidywalne, a sama gra aktorów nie zachwycała. Ona zerwawszy z dotychczasowym życiem i przeciętnym mężem, kontynuowała naukę. Jego wywalili z roboty, odsyłając na antypody. Koniec. Kropka. Rozczarowałam się.
Schemat żywcem zaczerpnięty z "Pigmaliona" Bernarda Shawa, tylko niestety, nie ta klasa. Nawet nie najlepszy tekst może podnieść do rangi dobrej sztuki, znakomita gra aktorów. Tutaj , niestety, tego zabrakło. Stracony wieczór, bo mogłam poczytać
Tym razem obejrzany przeze mnie spektakl zostanie ze mną na długo. "Skazany na bluesa" to teatralna ballada o Ryśku Rydlu, zrealizowana w Teatrze Śląskim. Maciej Lipina znakomicie wcielił się w postać wokalisty Dżemu. W tle przewija się Górny Śląsk w szarych czasach PRL-u. Rysiek robi karierę, ma żonę, syna Bastka ( w tej roli uroczy, ale mający już kawał głosu, Franciszek Borgiel), ale jest pogubiony, samotny i coraz bardziej owładnięty nałogiem, który przybiera postać zwidy, Indianera - Dariusz Chojnacki).
Spektakl jest teatralną adaptacją filmu Jana Kidawy-Błońskiego, wyreżyserowaną przez Arkadiusza Jakubika.
W tym roku byłam już, a może tylko, dwa razy w przybytku Melpomeny.
Nowy Rok rozpoczęłam w Teatrze Rozrywki w Chorzowie, gdzie obejrzałam "Sylwestra na bis".
Tradycją tego teatru jest robienie premierowego przedstawienia w noc sylwestrową i granie go przez cały karnawał.
Tym razem z muzyką i tańcem widzowie podróżowali przez siedem kontynentów. Siedząc w drugim rzędzie miałam okazję bliżej przyjrzeć się tancerzom i byłam pod wrażeniem choreografii i ich umiejętności. Rozrzut stylów i nastrojów muzycznych był ogromny, co sprawiało, że samo widowisko mogło się podobać wszystkim, bez względu na wiek i płeć. Co ważne orkiestra grała na żywo i co za tym idzie artyści również śpiewali nw realnym czasie
Karnawał trwa także w Teatrze Śląskim, gdzie o tej porze roku organizowany jest "Karnawał Komedii". K woli ścisłości impreza trwa nie tylko w tym teatrze, ale także na innych katowickich scenach.
Bilety rozchodzą się, jak świeże bułeczki. Mnie udało się dostać cudem bilet na grane w środku tygodnia "Upadłe anioły" z warszawskiego Teatru OCH! w reżyserii Krystyny Jandy. Role główne zagrały rewelacyjnie: Magdalena Cielecka i Maja Ostaszewska. Rzecz dzieje się przed II wojną światową. Stateczne i nieco znudzone mężatki, dowiadują, że do Londynu przyjeżdża mężczyzna, z którym jeszcze jako panny przeżyły gorący romans w Pizie. Tak się szczęśliwie składa, że też już zmęczeni rodzinnym życiem mężowie, wyjeżdżają na weekend za miasto pograć w golfa. Chata wolna, wiec panie niecierpliwie oczekując swojego kochanka rozmawiają, kłócą się, wspominają i coraz bardziej się upijają i niecierpliwią coraz bardziej .
Spektakl zagrany jest w pewnej manierze, dlatego podczas pracy nad nim potrzebna była konsultantka choreograficzna. Mnie akurat taka nieco przerysowana maniera bardzo się podobała. Jedynie mogę się przyczepić do zbyt długich antraktów. I czy aż trzy były potrzebne?
Obsada:
Magdalena Cielecka, Marta Chyczewska, Maja Ostaszewska, Tomasz Drabek/Maciej Zakościelny, Wojciech Kalarus, Cezary Kosiński/Maciej Wierzbicki
Przedstawienia grane na Scenie Kameralnej w Teatrze Śląskim emanują energią, przepływającą pomiędzy widzami, a aktorami. Niewielka przestrzeń i bezpośredni, niemal fizyczny kontakt między grającymi, a oglądającymi, sprawia, że spektakle są niesamowitymi przeżyciami, zostającymi długo w pamięci.
Nie mogło być inaczej z spektaklem w reżyserii Michała Kmiecika „Słowo o Jakóbie Szeli” (pisownia orginalna! Moderatorów uprasza się o nie poprawianie), autorstwa Brunona Jasińskiego. Tekst, będący poematem, został napisany dwieście lat temu. Fakt ten pewnie wielu może zniechęcać, odstraszać. Pomyślicie, że to nudy, niezrozumiały bełkot. Otóż nie. Rewelacyjny w roli Jakóba jest Jerzy Głybin, któremu partnerują m.in. Katarzyna Błaszczyńska, Bartłomiej Błaszczyński, Violetta Smolińska i Mateusz Znaniecki. Oprócz Głybina, pozostali aktorzy, wcielają się w kilka postaci. A samo przedstawienie staje się na wskroś współczesne.
O czym jest spektakl? O Jakubie (Jakóbie) Szeli słyszał każdy na lekcji historii. Tutaj jest mężczyzną z krwi i kości, targanym namiętnościami. Poznajemy go, gdy żeni się z o wiele młodszą Maryną, która zdradza go z pastuchem. Oszalały z zazdrości mąż zabija kochanka żony. Nie mając nic do stracenia, mimo woli, staje się trybunem uciskanych chłopów. Gdy pokojowe środki poprawy losu nie przynoszą rezultatów (upokorzony przez lwowskiego namiestnika), staje na czele buntu. Przywódca mimo woli? Przemoc rodzi przemoc. Krew się leje. Wszystko zmierza do tragicznego końca. Maryna z emanującej erotyzmem dziewoi, staje się dojrzałą kobietą, której współczujemy, gdy mąż odchodzi z domu, stając się ludowym przywódcą.
Mimo, że bunt był przeciw zaborczej, czyli obcej władzy, nie jest powiedziane, że nie może się powtórzyć dzisiaj. Gdy się dochodzi do ściany, nie ma już odwrotu.
Rzadko mam czas aby wybrać się do teatru, rzadko też trafia się sztuka dla której chciałoby mi się jechać do pobliskiego miasta wojewódzkiego. Jednak we wrześniu, w Teatrze Nowym będą wystawiane dwie ciekawe sztuki: "Wiśniowy sad" Czechowa, oraz "Baba dziwo" Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej