Do murów miasta pozostało jeszcze kilka kilometrów, gdy mądry filozof uzbecki i człowiek wielce doświadczony, Hodża Nasredin, spojrzał na słońce. Zorientował się, że przed zapadnięciem zmierzchu, a więc i zamknięciem bram miejskich, nie zdąży dotrzeć do Buchary. Zboczył więc nieco z drogi i pośród odłamów skalnych wyszukał miejsce osłonięte od wiatrów pustynnych. Tu rozesłał derkę i wkrótce zmorzył go sen. Pośrodku nocy zbudziły mędrca odgłosy ożywionej rozmowy. Domyślił się, że po drugiej stronie skał przygotowuje się do noclegu kilku podobnie jak i on spóźnionych wędrowców. Trochę z nudów, a trochę z ciekawości Hodża Nasredin począł przysłuchiwać się rozmowie przybyszów. Już po chwili błogosławił ostrożność, która kazała mu się skryć w cieniu skał. Sądząc bowiem z rozmowy, jaka toczyła się obok, sąsiedzi zza skały byli po prostu rozbójnikami - w poszukiwaniu łupów wybierali się właśnie do Buchary. Nietrudno było zorientować się, że nieznajomi pochodzili z różnych krajów, różnymi bowiem władali językami. I chociaż każdy z rzezimieszków znał język dwóch narodów, żaden z języków nie był znany przez wszystkich, nie mogli więc prowadzić wspólnej rozmowy. Hodża, przysłuchując się uważnie słowom płynącym zza kamieni, poznał imiona nieznajomych, rozróżnił języki, jakimi władali. Wkrótce wiedział już o nich wiele. Szajka składała się z czterech mężczyzn, posługujących się językami: perskim, tureckim, greckim i ormiańskim. Najmłodszy z rzezimieszków Salal, nie znający wcale perskiego, odgrywał rolę tłumacza, gdy stary Pers Abdul chciał porozumieć się z Mohammedem. Natomiast pochodzący z Bosforu Mohammed mówił doskonale po turecku i swobodnie porozumiewał się z Jussupem, chociaż ten nie potrafił wybąkać w tym języku ani słowa. Z prowadzonych za skałą rozmów wynikało, że Salal, Abdul i Jussup nie znali takiego języka, w którym wszyscy trzej naraz mogliby porozumiewać się bez przeszkód. Po dłuższym nasłuchiwaniu Hodża nabrał przekonania, że w szajce nie było nikogo, kto mówiłby zarówno po ormiańsku, jak i po turecku. Gdy gwiazdy nieco zbladły, co było niechybną oznaką zbliżającego się świtu, Hodża Nasredin cichuteńko wysunął się spomiędzy kamieni i oddalił się ostrożnie stąpając. Chciał co rychlej dobrnąć do Buchary, by powiadomić naczelnika straży miejskiej o groźbie zawisłej nad majątkami spokojnych mieszkańców miasta. Znał liczebność szajki i imiona opryszków. Na podstawie podsłuchanych rozmów wiedział, jakimi językami władał każdy z nich. Tak więc władze miejskie nie powinny mieć kłopotu z ich zidentyfikowaniem.
Pytanie: Czy i wy potraficie odgadnąć, jakimi dwoma językami władał każdy z rzezimieszków?